Zawędrowałem do domu malarza

Relacja z podróży do Madrytu. Dzień 3 — wyjazd do Toledo Wybieram się do Toledo. Zaczynam od metra. Jedzie mi się niezwykle przyjemnie, aż nie chce się wysiadać, dopóki nie wchodzi kobieta, która jak nie zacznie żebrać na całe gardło… To brzmi jak recytacja pieśni religijnej o charakterze żałobnym — dosłownie. Słychać ten jednostajny rytmCzytaj dalej „Zawędrowałem do domu malarza”

Autobus — niegdyś mój dom

Piszę te słowa w autobusie. Nie mam książki ani słuchawek, a medytować w tych warunkach ciężko. Dopiero co wyszedłem z pracy i porzuciwszy wszelkie obowiązki, zmierzam do Warszawy na koncert. Wreszcie mam okazję rozłupać rutynę. Złapałem wcześniejszy autobus, a to zawsze lepiej — ogólnie ze wszystkim lepiej wcześniej niż później i lepiej później niż wcale.Czytaj dalej „Autobus — niegdyś mój dom”

Sanockie gangusy

Przypomniało mi się, jak wracałem z Sanoka autobusem po krótkiej wycieczce w górach. Za moimi kolegami siedzieli jacyś gangsterzy, a przynajmniej za takich się uważali. Bo jeśli już, to byli jedynie jakimiś pionkami od wybijania zębów. Ubrani w jasne dżinsy, w ortaliony z wielkimi kieszeniami, które mieszczą puszki piwa, siedzieli sztywno, odnosząc wrażenie, że niktCzytaj dalej „Sanockie gangusy”

Lis i sok żurawinowy

Przypomniała mi się wycieczka szkolna, z trzeciej albo drugiej klasy podstawówki. Dla klas 1-3 nie organizowali kilkudniowych, więc wcisnąłem się z kumplem do starszaków. W drodze powrotnej również mieliśmy jakieś zwiedzanie. Był upał, a autobus brnął i wił się, przyspieszał i obracał, i gdy skręcał, myślałem: „O matko, ile jeszcze?” Potem znowu zakręt, a jaCzytaj dalej „Lis i sok żurawinowy”

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij