Pustynna szosa w Oregonie




Photo by Robert Murray on Unsplash

Mój przyjaciel powiedział mi, że odczuwa nostalgię za czasami szkolnymi. Tęskni za starą gwardią głupków, przypałami, za pięknymi chwilami. To nie wróci, o czym nie chcę — naprawdę nie chcę — myśleć. Kiedyś napiszę o tym książkę, ale jeszcze nie pora. Uciekam. Wolę, jakkolwiek beznadziejnie to brzmi, wzbudzać w sobie nostalgię za czymś, czego nigdy nie przeżyję.

Jedziemy po amerykańskiej szosie, gładkiej jak stół, i to beżowym cadillakiem z 1959 roku. Żadnych kamyczków pod kołami. Ja prowadzę, bo nie piję, jak zawsze. Wiatr najlepszym stylistą rzadkich, posiwiałych włosów. Słońce zachodzi, ale wciąż przypieka. Uśmiechnięte aniołki krążą po błyszczącym, pomarańczowym niebie.

Nasz przyjaciel, senny, rozwalił się na całej kanapie z tyłu. Wystaje mu brzuch, do którego wciąż nie może się przyzwyczaić. Obżarliśmy się fastfoodów. Wypatrujemy tęsknie horyzontu. Z radyjka pobrzmiewa chillhop. Mój przyjaciel odpala szluga. Od gimnazjum rzucał ze trzydzieści razy.

— Dwa tysiące siódmy — mówi ot tak. — Albo ósmy. Pierwszy grubszy przypał. — Bierze bucha, ale papierosa nie ubywa. Ciągle ma tylko nadpalony czubek.

— Młodzi byliśmy — mówię. — To było lepsze życie. A teraz?

— Teraz ciepło. Słoneczko. — Odchyla głowę i unosi brwi.

— Mieliśmy zostać piratami — przypominam.

Patrzy mi w oczy przez ciemne okulary.

— Jeszcze pół życia przed nami — mówi z uśmiechem. Smaży tego szluga, z finezją. Ten papieros nie kończy się, nie chce się skończyć. Ciągle ma tylko nadpalony czubek.

Szosa też nie chce się skończyć. Słońce nie chce zajść. Muzyczka z radyjka nie chce się skończyć. Nic się nie kończy. Jedziemy. Cała droga dla nas, tak długa za nami, jak i przed nami.

No, nostalgia za czymś, czego nigdy nie przeżyłem — i pewnie nie przeżyję — jest lepsza, bo choć mało prawdopodobna, to prawdopodobna.

— A może — mówi przyjaciel z tyłu może by tak na dziką plażę?

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij