MADRYCKIE RODZAJE DESZCZU

stara reklama w opuszczonej stacji metra

List z podróży nr 3. Madryt obiecany. Styczeń 2024.

Pani Mamo,

Zaskoczył nas deszcz. Wielokrotnie. A nawet wielowielokrotnie.

W Madrycie bowiem deszcz nie jest tylko zjawiskiem pogodowym. Deszcz ma tu własną osobowość, nawet niejedną, i stąd, między innymi, bierze się właśnie ta możliwość wspomnianej wielowielokrotności.

Czasami, jak spada, przesyca wszystko nieuchronnym uczuciem melancholii, jakby niebo płakało nad utratą odwiecznych marzeń. Innym razem deszcz przybiera tu formę tnącą, zamieniając się w srogiego kata, który nakazuje zostać w domu. Niekiedy też wydaje się, że deszcz tutaj mówi; co prawda szeptem, ale jak się wsłuchać, to mówi dość wyraźnie. Jeszcze innym razem wydaje się, że krople tańczą jak iskierki radości, ożywiając rośliny i znużone dusze.

Najpiękniejszy jednak rodzaj deszczu to ten, który każe nam być razem, blisko siebie, pod jedną parasolką za pięć euro. To jest deszcz miłości, mój ulubiony. Jest to deszcz ciepły i gęsty, który nas popędza w stronę największych dzieł sztuki i miejsc, których nie da się zobaczyć z poziomu ulicy.

Dlatego Pani Córka już wie, jakie obrazy skrywa w sobie Thyssen-Bornemisza, i może na przykład przyjrzeć się, jak wygląda sen wywołany lotem pszczoły wokół granatu na sekundę przed przebudzeniem. Zna też, po zawędrowaniu do muzeum historii, urbanistyczną ewolucję Madrytu, a także alegorię miasta w wykonaniu Goi. Proszę się nie martwić, nie chodzi głodna, ponieważ po zjedzeniu u Five Guysów albo w Taco Bell — albo po wsunięciu w siebie paelli, albo burrito — ma się siłę na długo, na tyle długo, że można zajść jeszcze do opuszczonej stacji metra, w której straszą duchy. Proszę się nie martwić, nie boi się nic, a przewodniczka nawet bierze Ją za Hiszpankę, więc, innymi słowy, traktują Ją tu jak swoją, nawet w towarzystwie zjaw i upiorów, i nie rozumieją, po co Jej prywatny tłumacz szepczący do ucha. I tej energii i odwagi zostaje Jej jeszcze na późny wieczór, kiedy to w końcu może zobaczyć na żywo najbardziej znany obraz na świecie, znajdujący się w Reina Sofia — Guerrnicę, którą, jak niegdyś Jej opowiadałem, uratowałem przed zniszczeniem, ale mało kto o tym wie, a jeszcze mniej jest tych, którzy mi w to wierzą, w tym Pani Córka, ale im więcej będzie ze mną jeździć, tym coraz bardziej będzie mi wierzyć w to, co się da, a czego się nie da.

Pani Mamo, musi nam wystarczyć jeszcze sił na jutro. Potem już będziemy w domu.

E.W.

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij